Jeszcze kilka lat temu w LO im. Bolesława Chrobrego w Piotrkowie Trybunalskim astronomia była najzwyklejszym szkolnym „michałkiem". Nikt się do niej specjalnie nie przykładał, ani uczniowie; ani nauczyciele, bo niby po co to komu. Pan Zbigniew Solarz uczył wtedy fizyki, wiec jemu w końcu przypadły w udziale lekcje z astronomii.
- Zacząłem uczyć tego przedmiotu sześć czy siedem lat temu bez żadnego właściwie przygotowania- Ale tak to z astronomią jest: uczy jej najczęściej fizyk, albo geograf, albo jeszcze ktoś inny, więc i na mnie przyszła kolej. Po kilku pierwszych lekcjach wpadło mi, do głowy, że zamiast objaśniać temat na płaskich mapach nieba, można by zamontować w klasie półkulistą kopułę - Na niej z rzutnika wyświetlane byłyby obrazy gwiazd. Prosta rzecz, a o ile uatrakcyjniłaby lekcje!
Od tej kopuły wszystko się zaczęło. Pomysł został podchwycony. Uczniowie razem z profesorem szparko zabrali się do roboty. Z 24 klinów wyciętych z tektury polietylenowej i pozszywanych nitką „na okrętkę" powstała kopuła o średnicy 6 metrów. Pozostało tylko wykleić ją od środka wieloma arkuszami bristolu i jeszcze pomalować białą farbą. Gotowe! Cała robota trwała trzy miesiące. Dyrektor Trochę kręcił nosem, kiedy trzeba było kuć dziury w ścianach na haki podtrzymujące kopułę pod sufitem. Ale w końcu machnął ręką.
Już w trakcie robienia kopuły zacząłem myśleć: a może by tak planetarium w naszej szkole... Ale jeszcze nie śmiałem o tym mówić. Wszystkie, jak dotąd, planetaria w Polsce budowane były przez znakomitą., starą firmę ,,Carl Zeiss Jena" i kosztowały krocie. A kilka prób skonstruowania urządzeń tego typu w naszym kraju przez amatorów zakończyło się kompletnym fiaskiem. Jednak coś mnie kusiło! W końcu przekonałem sam siebie, że nawet jak się nie uda, to dziury w niebie nie będzie. Wreszcie zdobyłem się na odwagę i powiedziałem o swoim zamierzeniu na apelu szkolnym.
niem. Natomiast nauczyciele patrzyli na mnie trochę jak na nieszkodliwego maniaka trochę jak na człowieka, który nie ma nic lepszego do roboty. To mnie jeszcze bardziej zmobilizowało. Powiedziałem sobie: ja jeszcze pokażę co potrafię!"
Pan Solarz uchodzi w szkole za „złem rączkę”. Kiedyś z uczniami to nawet telewizor na lekcjach zmontował. I zawsze miał bombowe pomysły: a to zegar słoneczny na frontonie szkoły (jak dotąd, jedyny w województwie), a to radiowęzeł. Zapału nie brakowało mu również do pracy z harcerzami- Przez wiele lat byt komendantem szczepu w LO- Ale wróćmy do jego astronomicznych planów.
Na początku profesor byt trochę osamotniony. Koledzy-nauczyciele nie pomagali a uczniowie chociaż niby zainteresowani, też się do pracy nie palili. Zajmowali raczej pozycję wyczekująca; - zobaczymy, co z tego będzie. Potem jednak znalazło się kilku zapaleńców; Wafdek Firlej, Przemek Duda, Rafał Czekała, Nie jeden raz siedzieli w szkole do późnej nocy razem z panem Solarzem. Radzili sobie jak mogli. Przede wszystkim do planetarium potrzebne były soczewki. Profesor napisał więc list do Warszawskich Zakładów Optycznych. Po kilku tygodniach przyszła odpowiedź, żeby przyjeżdżali i zabrali kilka kilogramów wybrakowanych wyrobów. Chłopcy pojechali natychmiast i wrócili z worem pełnym szkła. Pierwsza kapsułą na rzutniki był... czajnik z pokoju nauczycielskiego. A urządzenie wyświetlające obrazy nieba porusza się do dziś za pomocą zwykłego silniczka od wycieraczek samochodowych. Nie obeszło się także bez grzebania po domowych lamusach i strychach w poszukiwaniu sprężynek, kotek zębatych, blaszek ze starych zegarów i gramofonów tudzież innych szpargałów, włącznie z puszkami po konserwach rurkami od namiotów, pojemnikami po dezodorantach. Chłopcy gromadzili to skrzętnie w szkole, bo a nuż coś się przyda do planetarium. Nawet sam ,,psor" poświęcił dla aparatury sprężynę ze swojego łóżka. Służy ona do dziś jako odciążnik kapsuły-
Każdy drobiazg pan Solarz wymyślał sam, z niemałą pomocą swoich uczniów. W planetariach bywał przecież tylko na seansach, Nie znał w szczegółach zasad ich budowy ani działania. Do wszystkiego dochodził własną, mozolną dróżką. Na przykład, aż pięć dni głowił się jak „zrobić" gwiazdy. I w końcu wpadł na dość prosty sposób. Pociął mapę nieba na kilkanaście małych cząstek- Każdą z nich sfotografował, potem, podłożywszy pod każde zdjęcie kółeczko z miedzianej folii, nakłuwał poszczególne gwiazdy ostrą igłą. Każde kółeczko z odpowiedniego rzutnika daje na kopule obraz fragmentu nieba w 100-krotnym powiększeniu. Gwiazd jest razem aż sześć tysięcy! Wyobraźcie sobie jak żmudne musiało być nakłuwanie, tym bardziej, że niektóre nakłute punkciki są tak małe, że widać je tylko pod lupą.
W piotrkowskim planetarium wyświetlany jest także obraz Drogi Mlecznej i znaków Zodiaku. Te ostatnie w najnowszych urządzeniach firmy Zeiss widać na kopule dzięki soczewce z dziurką w środku;, tzw. toroidalnej:
Ja takiego cuda na oczy nie widziałem - przyznaje się pan Solarz- -Wiem, że istnieje taka soczewka, ponieważ gdzieś o niej przeczytałem, ale dla nas była zupełnie nieosiągalna. -Zresztą produkuje ją podobno tylko firma Zeiss. Musieliśmy więc wymyślić coś, co by }ą zastąpiło. I wymyśliliśmy któregoś wieczoru! W naszym planetarium obrazy znaków Zodiaku wyświetlane są poprzez puszkę, na której maleńkim kółkiem zębatym ponakłuwane są ich kształty.
Panu Solarzowi i kilku jego uczniom właściwie nikt w budowie planetarium nie pomagał, W jednym z piotrkowskich zakładów pospawano im tylko stelaż do całej aparatury.
Polskie Towarzystwo Miłośników Astronomii dość późno zainteresowało się przedsięwzięciem profesora Solarza. Przyjechało kilku specjalistów, obejrzeli wszystko dokładnie i nadziwić się nie mogli. Przecież Niemiec – prof. dr Walter Bauersfeid budował pierwsze na świecie planetarium przez ponad pięć lat, Miał do .dyspozycji całe zakłady aparatury optycznej „Cari Zeiss Jena". Było to wiatach 1919-1924. A tu amator i kilku jego pomocników dokonali tego samego w niespełna trzy lata 1979-1981, dysponując prymitywnym sprzętem i materiałami. Nie do wiary!
Na otwarcie planetarium przyjechał sam prezes PTMA - prof. Stodółkiewicz i kilka innych astronomicznych sław. Piotrkowskie planetarium wpisane zostało uroczyście do rejestru planetariów polskich, jako dziesiąta pozycja, obok chorzowskiego, warszawskiego, fromborskiego..- Poproszono także pana Solarza o udostępnienie go wycieczkom i wszystkim zainteresowanym.
Do tej pory jest to jedyne w Polsce (a może nawet w Europie) planetarium wykonane na prawdziwie profesjonalnym poziomie przez amatorów. Na pana Solarza posypały się zaszczyty i pochwały? była także propozycja pracy w uniwersytecie. Odrzucił ja jednak bez wahania. Żal byłoby odchodzić ze szkoły...
Siedzimy pod białą kopułą, światło i powoli gaśnie i nad naszymi głowami zapala się sześć tysięcy gwiazd. Słychać elektroniczną muzykę Jeana Michela Jarre, która świetnie współgra z atmosferą planetarium. Za pulpitem siedzi Rafał Czekała, tegoroczny maturzysta. Jemu chyba najbardziej udzieliła się pasja profesora, Będzie zdawał w tym roku na Uniwersytet Warszawski, na wydział astronomii. Już teraz zna prawie wszystkie z 88 gwiazdozbiorów mozolnie nakłuwanych przez „psora", Rafał obsługuje aparaturę i dokładnie objaśnia, co widać na kopule. Na życzenie może pokazać nam niebo widoczne z każdego punktu kuli ziemskiej np. z bieguna północnego z zorzą polarną, albo z równika z którego widać osławiony w Literaturze gwiazdozbiór Krzyż Południa. Możemy również obejrzeć niebo sprzed 26 000 lat, a także zobaczyć, jakie gwiazdy będą Świeciły dzisiejszej nocy.
- Proszę zwrócić uwagę - mówi Rafał - na gwiazdozbiór Wolarza na wiosennym niebie, z najjaśniejszą gwiazdą Arkturem. Uczniowie naszej szkoły nieoficjalnie przemianowali go na gwiazdozbiór Solarza..
A tymczasem na korytarzu LO na następny seans w planetarium czeka wycieczka ze szkoły podstawowej z pobliskiej wioski. Poprowadzi go Ela Daniłowska; która najlepiej z dziewcząt zna się na gwiazdach. Jest to już 160 wycieczka w LO im. Bolesława Chrobrego. Wy też możecie tam zajrzeć, jeśli tylko będziecie w Piotrkowie.
JOLANTAZDANOWSKA
Fol, Jacek Lopuszynski