Niejedną spadającą gwiazdę obserwował profesor z „Chrobrego” i pewnie dlatego spełniły się jego marzenia
Solarium pod gwiazdami
W środę minie 20 lat od otwarcia pierwszego w Polsce amatorskiego planetarium w I Liceum Ogólnokształcącym imienia Bolesława Chrobrego w Piotrkowie. Pomysłodawcą i wykonawcą przedsięwzięcia był, nieżyjący od 5 lat, nauczyciel fizyki i astronomii Zbigniew Solarz.
Planetarium, przypomnijmy, zostało wykonane w ciągu dwóch lat. W jednej z sal lekcyjnych zbudowano kopulę o średnicy 6 metrów i aparaturę wyświetlającą złożoną z 50 rzutników. Planetarium powstawało bez żadnej dokumentacji. Pomysły pojawiały się na bieżąco. Weryfikowano je metodą prób i błędów, na drodze niezliczonej liczby eksperymentów. Najpierw zajęto się konstrukcją kopuły nieba. Wykonali ją uczniowie z 24 klinów wyciętych z folii polietylenowej, którą pozszywano „na okrętkę". Największy problem stanowiły soczewki niezbędne do aparatury wyświetlającej. Sytuację uratowały Warszawskie Zakłady Optyczne, które podarowały profesorowi Solarzowi i jego pomocnikom kilka kilogramów swoich wybrakowanych wyrobów.
Pomysłów nie brakowało. Pierwsza kapsułę wykonano z czajnika. Pomocne okazywały się rzeczy nikomu niepotrzebne: opakowania po dezodorantach, sprężyna z łóżka, rurki od namiotów, blaszki ze starych zegarów i gramofonów.
- Z opowiadań profesora wiem, że najwięcej kłopotów dostarczyły gwiazdy - opowiada Jacek Stańczak, obecny opiekun planetarium w I LO. - Znalazł się i na to sposób.
Przygotowanie klisz wymagało niesamowitej precyzji. Należało własnoręcznie sporządzić mapki nieba i nanieść na nie, za pomocą pesety, każdą z 6124 gwiazd. Wycinano je z papieru. Miały różne rozmiary, w zależności od jasności. Potem fotografowano to. W ten sposób tworzono szablon fragmentu nieba, który służył jako wzorzec do ostatecznego wykonania gwiazd z folii miedzianej. W tym celu, z zegarmistrzowską precyzją, należało dokonać kilku tysięcy nakłuć szpilką. Każde takie foliowe kółeczko, umieszczone we właściwym rzutniku, dało na kopule obraz fragmentu nieba.
- To jest genialne w swej prostocie
- mówi Krzysztof Wiewióra, dyrektor szkoły. - Ale żeby wpaść na te pomysły, trzeba było bardzo dużego zmysłu technicznego i profesor Solarz miał taki dar. Jeśli chodzi o dokładność, to brakuje słów. W tych amatorskich warunkach zrobiono wszystko po mistrzowsku.
Klisz było w sumie 24. Podobno, gdy profesor siedział od rana do wieczora, to potrafił nakłuć ich 18. Ale to oczywiście przy posiadanej wprawie.
- Profesor przerabiał to wielokrotnie
- objaśnia Jacek Stańczak. - Powstało około 7 takich kompletów. Chodziło
o dopasowanie możliwie najbardziej do tego, co obserwujemy na prawdziwym niebie.
Na bazie piotrkowskiego planetarium zbudowano inne: w Łodzi i Potarzycy gmina Jarocin. Zbigniew Solarz chętnie pomagał tym, którzy zwrócili się. do niego o radę. — „Budowniczowie" obu korzystali z jego wiedzy i doświadczenia - mówi Jacek Stańczak. - Na przykład dla łódzkiego obiektu wykonał między innymi klisze nieba.
W drugiej połowie lat 80. udało się konstruktorowi wiele rzeczy w planetarium przerobić. Zmieniono kopułę. Czajniki zostały zastąpione idealnymi sferycznymi czaszami. Pojawiły się też nowe soczewki. Tym razem wszystkie identyczne!
Zbigniew Solarz reprezentował gatunek ludzi niezbyt często spotykany. Bardzo rzadko się denerwował. Potrafił wielokrotnie coś komuś tłumaczyć. Dzielił się swoją wiedzą i umiejętnościami zupełnie bezinteresownie. - Kiedy pierwszy raz przyszedłem do planetarium, a nie uczyłem się w „Chrobrym", profesor nie pytał, skąd się wziąłem - wspomina Jacek Stańczak. — Dla niego ważne było, że interesuję się astronomią. Pożyczył mi wtedy lunetę szkolną, chociaż nic o mnie nie wiedział. Dopiero gdy wróciłem po kilku dniach, spisał moje dane.
Młode pokolenie przychodzi do I LO tylko na seanse. Ci, na oczach których powstawała budowla, przyprowadzają swoje dzieci lub uczniów Z sentymentu. Chcą, aby zobaczyli słynną w ich czasach pracownię druha Solarza (zajmował się wcześniej w szkole harcerstwem). Niektórzy nie używają określenia planetarium, lecz solarium, a to w dowód szacunku i uznania dla lubianego nauczyciela.
- Był dumny z planetarium - podsumowuje Jacek Stańczak. - Zależało mu na tym, aby trwało, gdy Jego już nie będzie. I kręci się... (ZAT)
Barbara Zatorska